25 lipca 1999 w Spodku wylądował Mike Oldfield ... w końcu...
Któregoś razu czytając jak zwykle newsy na tubular.net natrafiłem na informację, że trasa koncertowa Then And Now obejmie także Polskę... natychmiast zmobilizowałem kumpli i rozpoczęły się poszukiwania wszelkimi dostępnymi sposobami potwierdzenia tego faktu !
W organizującej trasę agencji Solo twierdzili, że Mike będzie gwiazdą Sopotu. Jednakże nikt do kogo dzwoniliśmy, (w tym Dyrektor Festiwalu !) nic o tym nie wiedział !
... Po jakimś czasie poszła plotka, że w Zakopanem, pod Wielką Krokwią, także fałszywy trop. Jednakże polscy fani nie ustępowali w wysiłkach poznania miejsca koncertu i wspólnymi siłami udało się na dwa tygodnie przed koncertem ustalić cel pielgrzymki: Spodek w Katowicach.
Zdobycie biletów nie było problemem, i 25 lipca 1999 roku o godzinie 18:00 rozpoczął się koncert z naszym (Kamil Frankiewicz, Kacper Kozicki i Tomek Romanowski) udziałem...
Jako support grał Medusa, niepozorny koleś otoczony górą syntezatorów. Jego muzyka była 'ciekawą' mieszanką, w której udało mi się zauważyć wpływy : Vangelisa, Enigmy, Mike'a, Jarre'a i tym podobnych a także 0 (czytaj zero) własnej inwencji. Wciśnięcie 'Play' na sequencerze i granie jedną ręką głównej linii melodycznej... cóż. Całe szczęście Medusa zauważył nikły aplauz i po pół godzinie zniknął ze sceny Spodka. Gitary Mike'a, Dzwony ,Gong i cała elektronika stanowiły oparcie dla oka podczas 30 minut oczekiwania. Pod sceną zebrał się tłumek żądnych wrażeń polskich Oldfieldomanów, wymieniających gorączkowo i z wypiekami na twarzy uwagi na tematy około-Mike'owe. Okazało się (ku mej uciesze), że nasze grono jest duże i profesjonalne: stare vinyle, szpulowe nagrania Dzwonów, dokładna dyskografia z pamięci, kupa rarietesów, i o zgrozo niska świadomość komputerowa !!! Co fajniejsi kolesie spod sceny nie mieli pojęcia o komputerach, Dark Starze, Tubular Necie i przeogromnej skarbnicy zdjęć, nowinek, rarietesów i inszych inszości jakie daje nam INTERNET !!! Większość z nas miała koncertowe koszulki, programy i plakaty, niektórzy z grupki podscenowej przywieźli stare płyty, okładki, koszulki i inne takie mając nadzieję na wielki zaszczyt pomazania ich przez MIKE'a ! Na próżno ! Dwa razy wychyliła się na chwilę zza kotar Caroline, lecz nie podeszła do nas.
Nadchodził czas... Rozeszliśmy się na miejsca...
Na początku ... God created the heaven and the earth ...zrobiło się cicho i kosmicznie. Zalała nas zewsząd fioletowo-niebieska woda i płynęliśmy na fali TSODE (The Songs of Distant Earth). Niesamowitym momentem był zawsze dla mnie wybuch naszej starej Ziemii pochłanianej przez pęczniejące ze starości zimne i czerwone Słońce. I tym razem stanęły mi łzy przed oczami. Następnie oczysczczające Crystal Clear i potem całkowita zmiana klimatu. Pepsi skacząca po scenie krzycząca Shadow on The Wall do cieni muzyków pojawiających się na ekranie za sceną. Czy wiecie, że Mike napisał tą piosenkę zainspirowany Wałęsą i wydarzeniami lat osiemdziesiątych w Polsce ? Następnie usłyszeliśmy pierwsze słowa Mike'a ... po polsku !: powiedział "dziękuję" całkiem poprawnie, czym doprowadził widownię do szaleństwa. Potem przedstawił zespół i zapowiedział skróconą wersję Ommadawn - kawalek byl niesamowity. Może jestem sentymentalny, ale 'NOW' to jednak nie to samo, co stare dobre 'THEN'. Reminescencją multiinstrumentalnej przeszłości była kolejna część koncertu, czyli Guitars. Okazuje się, że na żywo, 'Guitars' grane nie tylko na gitarach IMHO brzmi o wiele lepiej. Podczas mojego ulubionego Summit Day Mike pokazał co potrafi - mam nadzieję, że usłyszę jeszcze kiedyś tą niesamowitą solówkę. Muse - samotny, na stołeczku wyłuskany z ciemności przez snop łagodnego światła - mistyczne przeżycie i burzliwa owacja.
Następnie 8500 ludzi zgromadzonych w Spodku miało okazję wysłuchania na żywo całych TB III. I tu niespodzianka ! po pierwsze : nie wiedziałem, że Mike pali, a po drugie, że podczas koncertów ?! W czasie The Watchful Eye Mike - jako że chilowo niepotrzebny - zniknął za dzwonami i o jego obecności na scenie świadczył jedynie żażący się co jakiś czas na czerwono punkcik (papieros ? trawka ?). Potem wrócił, chwycił gitarę i jak gdyby nigdy nic zaczął grać :-) Podczas Serpent Dream mieliśmy okazję podziwiać kunszt i szybkość przebierania palcami naszego idola :-) Oczywistym jest, że po tak wyczerpującym popisie solowym należy się człowiekowi odrobina odpoczynku w postaci kolejnych głębokich zaciągnięć za sceną - w końcu co innego można robić podczas The Inner Child... hmmm... Jednak można. Właśnie wtedy moje oczy zaszkliły się po raz kolejny pod wpływem silnego wzruszenia. Ciarki chodzące po kręgosłupie, słoność przełykanych łez- stan jedynego w swoim rodzaju słodkiego letargu. Przepiękne.
Lista utworów: 1. In The Beginning 2. Let There Be Light 3. Supernova 4. Crystal Clear 5. Shadow on the Wall (Pozdrowienia i prezentacja zespołu) 6. Ommadawn part 1 (krótka wersja) 7. Cochise 8. Embers 9. Summit Day (z genialnymi solówkami) 10. Muse 11. The Source Of Secrets 12. The Watchful Eye (przerwa na dymek) 13. Jewel In The Crown 14. Outcast 15. Serpent Dream 16. The Inner Child (niesamowite 'wycie' i znów dymek) 17. Secrets 18. Far Above The Clouds (solówki w stylu XXV) Bisy: 19. Moonlight Shadow 20. Family Man 21. Far Above The Clouds |